Recenzja filmu

Okrucieństwo (2007)
Marina Lyubakova

Nie wierz nigdy kobiecie

Reżyser toczy swoje dzieło niczym sklepowy wózek z zardzewiałymi kółkami. Po dołożeniu każdego następnego epizodu film krztusi się i z trudem jedzie wyznaczoną ścieżką.
Z początku wydaje się, że film Liubakowej będzie przesiąkniętym voyeuryzmem thrillerem. Główna bohaterka, nastoletnia Wika, szwenda się po szarym osiedlu z aparatem zaopatrzonym w  niezły obiektyw. Dziewczyna z lubością oddaje się robieniu zdjęć okolicznym mieszkańcom w najbardziej intymnych sytuacjach. Jej uwagę przykuwa pewien zamężny pan w średnim wieku, który po kryjomu spotyka się z samotną księgową. Wika wysyła do podglądanego anonimowy list z żądaniem zapłacenia pokaźnej sumy, gdyż w przeciwnym wypadku prześle kompromitujące fotki jego żonie. Szantażystka kończy jednak z rozbitym nosem i aparatem, ponieważ jej niedoszła ofiara zgłosiła się po pomoc do bezwzględnych gangsterów. Bo we współczesnej Rosji (przynajmniej według reżyserki) przetrwają tylko ci, którzy skrupuły, wątpliwości i wyrzuty sumienia schowali tam, gdzie nigdy nie dochodzi światło. Tyczy się to szczególnie kobiet – słabe i bezbronne istoty zawsze będą stać na straconej pozycji względem ich "panów i władców". Świat przedstawiony przez Liubakową to miejsce, gdzie mężczyźni albo odchodzą bez pożegnania (jak ojciec Wiki), albo stanowią zagrożenie, bądź też są przegiętymi popaprańcami (spotkany przypadkowy biseksualista). Stąd właśnie bierze się tytułowe okrucieństwo, wymierzone zarówno w męskie krocze jak i damski policzek. Gdy film kończy z podglądactwem, zaczyna podążać w rejony psychologicznego studium relacji między dwoma ofiarami, punktowanego chwilami niemrawą sensacyjną rozróbą. Oto Wika proponuje porzuconej przez kochanka księgowej możliwość odegrania się na "byłym". Kradzież samochodu pociąga za sobą wiadome konsekwencje, które nakręcają kryminalną spiralę. Nie jest to jednak rosyjska "Thelma i Louise", jak chciałby dystrybutor "Okrucieństwa". Choć w obu filmach mamy do czynienia ze średnio sympatycznymi kretynkami, to u Scotta znajdziemy też akcję, przygodę i dramatyczne zakręty fabularne. Liubakowa z kolei toczy swoje dzieło niczym sklepowy wózek z zardzewiałymi kółkami. Po dołożeniu każdego następnego epizodu film krztusi się i z trudem jedzie wyznaczoną ścieżką.   Tam, gdzie we znaki daje się zepsute zawieszenie, można by wrzucić jakiś dobry dialog albo trafną obserwację społeczną. "Okrucieństwo" cierpi jednak na brak tych pierwszych, zaś w drugim przypadku wpada w koleiny kalkowania. Najlepiej mógłby wypaść wątek miłości lesbijskiej, ale twórcy ledwie prześlizgują się po temacie, zamiast wbić kilof w emocjonalną taflę. Dlatego finałowa przewrotka, zamiast oblać strumieniem zimnego szoku, pozostawiła mnie całkowicie obojętnym.
1 10
Moja ocena:
4
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones